Strony

poniedziałek, 17 października 2016

155# "Historia Marii" ("Marie Heurtin")

Jean Pierre-Ameris w Polsce znany jest przede wszystkim z czekoladowej komedyjki - Przepis na miłość. Francuz ma jednak w swoim dorobku dużo bardziej ambitne tytuły, które zostały dostrzeżone przez festiwalowe jury. W Cannes nagrodzono jego Les Aveux de I'innocent, w San Sebastian Takie jest życie. Najnowszy obraz, Historia Marii doceniono m.in. w Locarno.  
Maria Heurtin (Ariana Rivoire) ma czternaście lat. Otaczający ją świat jest dla niej wielką niewiadomą, ponieważ dziewczyna nie widzi i nie słyszy. Lekarze jej ułomność równają z upośledzeniem. Jej ojciec nie zgadza się z taką diagnozą. Postanawia wysłać córkę do Larnay Institute - położonego w pobliżu Poitiers specjalnego ośrodka prowadzonego przez zakonnice. Jedna z nich, siostra Małgorzata (Isabele Carre) wbrew woli przełożonej postanawia podjąć się trudnego zadania przystosowania młodej pacjentki do rzeczywistości.
Inspiracją do napisania filmowego scenariusza była praca profesora Louisa Arnoulda – Une ame en prison. Opisał on losy żyjącej na przestrzeni XIX i XX wieku Marii Heurtin. Do dziś nazywa się ją europejską Helen Keller. Na temat Amerykanki powstało wiele prac, czy filmów. Nie da się ukryć, że Historia... przypomina właśnie jeden z nich – nagrodzony dwoma Oscarami dramat Arthura Penna z 1962 roku, Cudotwórczyni. Zdecydowaną siłą obu opowieści było budowanie od podstaw relacji na linii niepełnosprawna - nauczycielka. Maria początkowo zachowuje się jak dzikie zwierzę, które w chwili zagrożenia wspina się na drzewo - właśnie wśród nieznanej dla niej natury próbuje odnaleźć spokój. Sytuacja zmienia się, gdy na jej drodze pojawia się siostra Małgorzata. Niesamowita determinacja mniszki pozwala przebić się przez ochronny pancerz zagubionej, bezradnej dziewczyny. Mimo pierwotnej niechęci i braku zapału do nauki niepełnosprawna bohaterka Amerisa przełamuje się i rozpoczyna proces edukacji. Małe rzeczy, takie jak czesanie włosów, czy zakładanie butów z czasem przekuwają się w coraz większe zadania. Marii za pomocą gestów, czy alfabetu Braille'a udaje się wydostać z umysłowego więzienia - stopniowo zaczyna komunikować się z innymi. Między dwiema kobietami nawiązuje się nić porozumienia, która wkrótce przeradza się w coś więcej niż przyjaźń. Raczej siostrzaną miłość, prawdziwą i szczerą, będącą w stanie przetrwać najtrudniejsze chwile. Dziewczyna uczy się skrywającego przed nią wiele tajemnic świata, zaś Małgorzata w pomaganiu czternastolatce odnajduje sens życia. Pomaga on jej walczyć z wszelkimi przeciwnościami losu, problemami zdrowotnymi. Dzięki wiarygodnym kreacjom Isabelle Carre i Ariany Rivoire jesteśmy w stanie uwierzyć, że ta historia miała swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Obie postaci przemierzyły długą i krętą drogę wymagającą poświęceń. Wcielające się w role aktorki są oszczędne w gestach, jednak każde "wypowiadane" za pomocą ich rąk słowo można przyrównać do kolejnych puzzli, które wypełniają prezentowaną układankę. 
Właśnie ludzkie dłonie posłużyły francuskiemu reżyserowi za narratorów owej opowieści. Bohaterki na ekranie posługują się głównie językiem migowym, który jeszcze bardziej zbliża widzów do prezentowanej opowieści. Być może chwilami wydaje się ona zbyt ckliwa, czy pretensjonalna. Zdecydowanie lepiej należało również rozlokować opowieść w czasie - osiem miesięcy zostało zamkniętych w półtoragodzinnym seansie. Mniej istotne wątki zostały przeciągnięte do granic możliwości, gdy inne (ważniejsze?) tylko ledwie zarysowane. Na szczęście dla twórców, wszelkie niedostatki oprócz wspomnianego duetu aktorek, rekompensują piękne, statyczne, artystyczne kadry autorstwa Virginie Saint-Marin. Oko kamery niejednokrotnie ukazuje malownicze panoramy, czy osłonecznione dobrodziejstwa natury - prezentowane zdjęcia urzekają - chciałoby się je poczuć na własnej skórze. Świat Marii zamyka się w dotyku, zastępuje on jej wzrok. Kino wciąż stawia przed odbiorcami wiele ograniczeń, dlatego też trudno jest chłonąć eksponowane piękno wszystkimi zmysłami. Nie zmienia to faktu, że od Historii Marii nie chce się uciekać. Koi ono również słuch - kilka taktów skomponowanych przez Sonię Wieder-Atherton nie tylko uzupełnia obrazki, ale i w pewien sposób interpretuje je na nowo. Oczywiście, nie udało się wyzbyć zbędnego patosu, jednak gdy w tle pojawiają się tematy: życia, śmierci i Boga nie jest to łatwym zadaniem. Najważniejsze, że nigdzie w tle nie widać trzepoczącej trójkolorowej flagi ani nie słychać głośnego bicia kościelnych dzwonów.
Najnowsze dzieło Jean-Pierre'a Amerisa okazało się miłym zaskoczeniem. Reżyser skonstruował prostą, acz ciepłą, słodko-gorzką opowieść o przyjaźni, której głównym przesłaniem jest brak obojętności na problemy osób niepełnosprawnych. Jeśli włożymy zatyczki do uszu i przewiążemy oczy chustą, poczujemy się jak ekranowa bohaterka. Świat, który znamy, zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Ta biograficzna opowieść jest pouczającą lekcją tolerancji pełną zmysłowych doznań. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze wulgarne będą usuwane. Nie toleruję chamstwa.