Strony

piątek, 4 listopada 2016

156# "Doktor Strange" ("Doctor Strange")

W Dniu, w którym zatrzymała się ziemia zabrał nas do Wrót piekieł, by odprawić Egzorcyzmy (z) Emily Rose - tym samym Zbawił nas ode złego. Scott Derrickson, bo o nim mowa, to ekspert od filmów, wywołujących gęsią skórkę. Tym razem postanowił jednak poszukać nowych wyzwań. Takowym miało być wkroczenie na ścieżkę superbohaterów ze stajni Marvela.
Stephen Strange (Benedict Cumberbatch) - specjalista od najbardziej skomplikowanych przypadków w dziedzinie neurochirurgii. Podczas operacji lubi słuchać starych przebojów i szydzić z kolegów. Jest aroganckim bufonem zapatrzonym w siebie. Nie trudno się domyślić, że los bardzo szybko z niego zadrwi, odwracając jego życie o sto osiemdziesiąt stopni. Bezradny i niezwykle zdesperowany doktor będzie szukał pomocy w najbardziej niekonwencjonalnych miejscach. W ten sposób trafi do Nepalu, gdzie pozna Starożytną Czarodziejkę (Tilda Swinton) oraz najskrytsze tajemnice ciała i ducha. Będą mu one niezwykle pomocne, gdy trzeba będzie zmierzyć się z mrocznymi wojownikami (na ich czele stoi Mads Mikkelsen) chcącymi zawładnąć światem.
Walka dobra ze złem wydaje się nie mieć końca. Każdy kolejny film z superbohaterami budowany jest przecież na tę samą modłę, gdzie głównym celem jest uratowanie biednej planety Matki z rąk złoczyńców. Prostolinijność bądź przewidywalność (rzecz gustu) najnowszego obrazu z uniwersum Marvela zupełnie jednak nie przeszkadza. Seans z Doctorem Strange'm należy do bardzo przyjemnych. Przez dwie godziny projekcji nie ma miejsca na nudę, choć niewątpliwie należało lepiej rozegrać finałowe starcie. Można również przyczepić się do naiwności czy asekuranctwa bijących z ekranu, niemniej wszelkie niedoskonałości wynagradzają nam twórcy, którzy co rusz w usta bohaterów wkładają zabawne kwestie. Dodatkowo aż się roi od one-linerów. Co niezwykle ważne, nie tylko tytułowy doktorek sypie żarcikami. Przy odrobinie dystansu i akceptacji sucharków owo dzieło powinno przypaść do gustu nawet najbardziej wybrednym widzom, którym na co dzień nie po drodze z Marvelem. Filmu nie tylko dobrze się słucha, ale i świetnie go ogląda. To już zasługa obsady aktorskiej, w której nie mogło zabraknąć gwiazd światowego formatu. Na pierwszy plan wybija się (nie mogło być inaczej) Benedict Cumberbatch. Początkowo Brytyjczyk wygląda i zachowuje się jak flegmatyczny detektyw z popularnego serialu telewizji BBC. Na szczęście z czasem wyjmuje kij z czterech liter i daje się ponieść pożądanemu (przez widzów) szaleństwu. Towarzyszy mu cudowna Tilda Swinton. Wycofana, stonowana i pełna sekretów Starożytna w jednej scenie potrafi z rozbrajającą szczerością zamknąć jednego z uczniów na mroźnym ośmiotysięczniku, by w kolejnej chwytać za serca swoją szczerością i ciepłem. Krajanka serialowego Sherlocka niejednokrotnie udowadniała, że potrafi oddać się roli bez reszty. Druga z przedstawicielek płci pięknej, Rachel McAdams pojawia się na chwil kilka, ale jej doktor Palmer odgrywa tu niebagatelną rolę. Poza tym, samo spojrzenie na śliczną buźkę aktorki sprawia, że jakoś człowiekowi jest lepiej na sercu. Nie zawodzą również Chiwetel Ojiofor w roli Barona Mordo oraz Benedict Wong, jako... Wong. Pierwszy skutecznie miesza pokorę z buntem, drugi oszczędny w gestach, z kamienną miną potrafi zbić z pantałyku samego Strange'a. Lepszej rekomendacji nie potrzeba. 
Szkoda tylko, że wciąż u Marvela nie może pojawić się porządny antagonista (Loki wróć). Walka dobra ze złem ma tylko wtedy sens, gdy ta druga strona naprawdę mrozi krew w żyłach. Trudno odmówić chęci Madsowi Mikkelsonowi, jednak zło jego Kaeciliusa zamyka się wyłącznie w podmalowanych oczach. Machanie rękami i wykrzykiwanie dziwacznie brzmiących zaklęć to trochę za mało. Zaczyna nadzwyczaj dobrze, ponieważ dokonuje dekapitacji na strażniku biblioteki - im dalej w las, tym słabiej. Cóż, w  każdej beczce miodu znajdzie się przysłowiowa łyżeczka dziegciu. Abstrahując od metafor, niewątpliwym atutem najnowszej opowieści Marvel Studios - wszystkie inne bledną - jest jej strona wizualna. Efekty specjalne zapierają dech w piersi, zaś pomysłowość twórców nie ma końca. Gdy Nowy Jork staje się kostką Rubika, a bohaterowie są przerzucani z kąta w kąt, należy odrzucić logiczne myślenie i dać się bez reszty pochłonąć prezentowanym sekwencjom. Jako fan Incepcji stwierdzam, że film Nolana przy Doktorze... staje się niezwykle miałki. Eksponowana kilka lat wstecz fantazja nie równa się z tą, której doświadczamy przy okazji oglądania najświeższej komiksowej adaptacji. Napisanie, że dochodzi tu do mieszania stylów, gdzie zaprzeczane są prawa natury i fizyki, to pójście po linii najmniejszego oporu. Podobnie zresztą jak stwierdzenie, że mamy do czynienia z wizualnym arcydziełem. Owszem, chwilami technologi jest aż nadto, nie zmienia to jednak faktu, że na seanse tego typu warto przycisnąć węża w kieszeni i wygrzebać z portfelika dodatkowe złotówki, następnie zasiąść przed gigantycznym ekranem kina IMAX i raczyć się obrazem. Jeśli już nadarza się taka okazja, nie należy skąpić grosików także na wytwory trójwymiarowe. Powszechnie wiadomo, że nie jestem fanem seansów w okularach, niemniej przy tym tytule awersja do 3D (chcąc nie chcąc) musi zejść na dalszy plan. Projekcja na wyciągnięcie ręki jest niczym zbawienie - emocje i nietuzinkowe doznania gwarantowane. Ostatni raz podniecałem się w kinie cynglami, gdy oglądałem Grawitację.  Oba tytuły zresztą coś łączy - pozwalają nam lewitować. Jesteśmy w tej uprzywilejowanej sytuacji, że nie potrzebujemy do "zabawy" kapryśnej pelerynki. Pal sześć dziury fabularne czy inne wpadki. Liczy się efekt, a ten koniec końców jest piorunujący.
W tym roku produkcje Marvela nie schodzą poniżej pewnego poziomu. Po Wojnie bohaterów nadeszła świeżość w postaci Doktora Strange'a. Nie będzie tajemnicą, jeśli napiszę, że pierwsze z nim spotkanie, z pewnością nie będzie ostatnim. Największy arogant uniwersum - Iron Man alias Tony Stark - może czuć się zagrożony. Pojawił się gracz, o którym jeszcze długo będzie się mówiło.
Film obejrzałem dzięki uprzejmości kina Cinema-City

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze wulgarne będą usuwane. Nie toleruję chamstwa.